Z bezwstydnych myśli choć sercem pisanych
Spowiadam się tobie omszały kamieniu
Ze słów niewybrednych i skąpo odzianych
Spowiadam się tobie brzozo lśniąca biało
Z uczuć schowanych w zakamarkach pragnienia
Spowiadam się tobie granitowa skało
Z krętych dróg życia mojego istnienia
I tobie się spowiadam sosno karłowata
Ze snów tych co do marzeń dają taką siłę
Lecz wspomnień się nie wyrzeknę aż do końca świata
Bo dzięki nim wciąż jestem takim jakim byłem
Tak oto szepta cicho głos mego sumienia
To co w duszy zalega i serce katuje
I czekam na głos dzwonków jak na głos zbawienia
Na pokutę nadziei, która wnętrze hartuje
Wiatr rozsunął kraty kwitnącego głogu
Czarny dzięcioł tuż obok w drzewo głośno puka
Nie wiem czy taka spowiedź była miła Bogu
Ani też nie słyszałem, jak brzmi ma pokuta
Ostatni raz ogarniam wzrokiem to miejsce wyznania
Pozostawiam moją spowiedź tutaj w wielkiej ciszy
Widać pewnie we mnie jest wciąż mało kochania
Kochania, którego i tak nikt nie słyszy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz